poniedziałek, 13 sierpnia 2012

VANCOUVER MIESIĄC 1

Vancouver 22.06.2011

Samolot z Wawy do Toronto miał półtorej godziny spóźnienia. Za to polska załoga fajnie potraktowała naszą Linkę – poprosiła kobietę siedzącą obok nas, by się przesiadła, a pojemnik z Linką postawili na siedzenie i nawet go zapieli pasem.

W Toronto celnicy przepuścili Linę po pokazaniu jej paszportu, ale odebrali suchą karmę.
W Vancouver odebrali nas z lotniska moi znajomi – pan Jerzy – mieszkający tu polak i wolontariusz Jules. W hotelu okazało się, ze nie przyjmują kotów. Jules zaproponował, że zabierze na razie Linkę do siebie. Musiałam się zgodzić, bo nie dostałybyśmy pokoju. W Polsce biuro podróży zapewniało Mamę, że ten hotel przyjmuje zwierzęta.



Vancouver 23.06.2011

Pojechałyśmy do CZERWONEGO KRZYŻA – został przeniesiony. Życzliwy hindus, który doprowadził nas do budynku, gdzie się mieścił, dowiedziawszy się, ze mówimy po rosyjsku, poszedł z nami do pobliskiego sklepiku. Powiedział, ze prowadzi go Rosjanka, albo Ukrainka i ze się dogadamy. Okazało się, ze to Bułgarka mówiąca [jak wszyscy] po angielsku. Powiedział, ze szukamy CK, ale go przeniesiono. Dała mu książkę telefoniczną  a on znalazł ich aktualny tel. Bułgarka dala mi kilka ciepłych bułeczek i wykonała kilka telefonów na bieżąco. Potem hindus zaprowadził nas do organizacji udostępniającej potrzebującym [np. bezrobotnym] bezpłatnie korzystanie z Internetu i telefonu. Tam połączyli Mamę z wydziałem imigracji z kimś mówiącym po ros. A ja rozmawiałam z pracownicami po angl. Widząc moje Problemy zaproponowaly żebym odpowiadała pisząc na komputerze.
W nocy Jules zwrócił nam Linkę. Mieszka z nami incognito.


Vancouver 24.06.2011

Tu jest 20;10 – piątek wieczór, a w Polsce 05;10 niedziela rano. Przynajmniej.taki polski czas  wskazuje mój netbook, ale  nigdy go specjalnie nie ustawiałam. Dziwne uczucie, być jedną nogą w przyszłości. Nasz hotel mieści się w tzw. nieciekawej dzielnicy, typu warszawskiej Pragi. Dużo bezdomnych, narkomanów i po prostu dziwnych ludzi, choć co raz bardziej przekonuje się, że tu nie ma pojęcia „dziwny”. Jak by się nie wyglądało, nikt nie spojrzy na ciebie krzywo. Widziałam na ulicy mężczynę w spódnicy [ale nie szkockiej], dziewczyny z pomalowanymi flamastrami nogami i rozmaitymi fryzurami wszystkich kolorów tęczy. Czasem na pierwszy rzut oka, nie da się rozpoznać płci, ale nie widać zadniego skrępowania – ot, jestem taki/a i już.



Vancouver 25.05.2011

Lina zachowuje się jak partyzantka. Gdy Mama wychodzi z pokoju, ona uważnie nasłuchuje, kiedy słyszy obcą angielską mowę, czym prędzej czmycha pod łóżko pokryte długą kapą i siedzi tam, póki Mama nie wróci.
Dziś byłyśmy w klubie dla bezdomnych PARK. Korzystałam tam z sieci bezprzewodowej, której obszary nie są na razie [jak się o nich nie wie] sprawą oczywistą. Przy pomocy tłumacza Gogle poprosiłam pracownicę klubu o pomoc w znalezieniu pracy i taniego pokoju do wynajęcia. A przedtem pokazałam jej filmiki ze wspinaczki i tańca i dałam przeczytać historię mojego życia po angl. Była pod wrażeniem. Obiecała popytać znajomych i wysłać mi info mailem.

Vancouver 26.06.2011

Nigdzie dziś nie wychodziłyśmy. Przeziębiłam się, boli mnie gardło i mam katar. Był u nas pan Jerzy. Przyniósł trochę jedzenia i aspirynę. „usiłował obedrzeć nas ze złudzeń” dot. emigracji, ale się nie poddałyśmy… 


Vancouver 27, 28 czerwca nic nie udało się załatwić.
29.06.2011 Był u nas Jules. Pomógł nam zrobić zakupy. U chińczyków jest dużo tańsze jedzenie, ale ciężko jest się połapać w nazwach. Potem razem pojechaliśmy na spotkanie z dwiema jego znajomymi Polkami. Może podzielą się z nami swoimi kontaktami.


Vancouver 30.06.2011
Byłyśmy w S O S Storefront Orientation Services, gdzie przy pomocy tłumacza Google opisałam naszą sytuację. Chinka, która to czytała, zapytała, czy chcemy się ubiegać o uchodźstwo. Potwierdziłyśmy. Zabrali kopie naszych dokumentów potrzebnych do uruchomienia procedury uregulowania statusu uchodźcy. Odesłali do jakiegoś urzędu po formularze do wypełnienia. Kazali z nimi natychmiast wrócić. Kiedy wróciłyśmy, ta sama Chinka znowu się nami zajęła [jak się później okazało, jest to dyrektorka ds. uchodźców] wypełniła te formularze zadając nam pytania przez Google. Kazała jechać pod adres, który nam dała, żeby zrobili nam [aż] 12 zdjęć do dokumentów. Dała też liścik polecający dla fotografa, by zrobił foto nie odplatanie i do czego to jest potrzebne. Powiedziała, że w poniedziałek o 9 rano mamy się stawić w urzędzie, gdzie dostałyśmy formularze, i że tam przy rozmowie będziemy miały tłumacza, a później adwokata… Potem mamy się przenieść z hotelu do schroniska dla uchodźców. ALE kota mieć nie wolno……………. Poprosiłam Julesa, może jego kolega weźmie Linkę.

Vancouver 01.06.2011
Poszłyśmy znowu do klubu dla bezdomnych PARK. Dowiedziałyśmy się, że dziś jest CANADA DAY. Z tej okazji zaproszono nas na herbatkę dla kobiet, było trochę jedzenia. Napisałam wolontariuszkom, że szukam pracy, powiedzieli, że o pracę ciężko, ale pokazały gdzie mogę jej szukać w necie. Potem do jednej z wolontariuszek przyszła znajoma Chinka, albo Koreanka, jak się później dowiedziałam, jest z Carnegie Outreach Program. [Dla ciekawych http://vancouver.ca/commsvcs/carnegiecentre/ ] Chwilę rozmawiały, a potem podeszły do mnie i wolontariuszka opowiedziała o mnie, że szukam pracy itd  pokazała jej, jak można ze mną rozmawiać przez Google. Ta zapytała mnie, czy mam status uchodźcy, więc jej opowiedziałam o SOS i o planach na poniedziałek. Powiedziała, że nam pomoże przenieść się do schroniska i że na rozpatrzenie spraw uchodźctwa trwa około 3 miesięcy, ale może w naszej sytuacji da się to przyśpieszyć. Powiedziałam jej o problemie z Linką, a ona na to, że poszuka schroniska, gdzie przyjmują ze zwierzętami. Aż podskoczyłam z radości.

DYGRESJE

Jeszcze nie wiem, jak wygląda [tzn. jakie ma rysy twarzy] przeciętny Kanadyjczyk. To, co widzę na ulicach i w biurach Vancouver, to na oko jest 10% Afroamerykanów, 30% Hindusów, 50% Chińczyków i około 10% to Europejczycy i Indianie. Bardzo Podoba mi się ta mieszanka nacji i kultur. Na razie kontakt z tym mam bardziej wizualny, ale mam nadzieję, że będzie mi dane poznać ich bliżej.
Wszyscy są uprzejmi, mają jakieś takie wyczucie chwili udzielenia pomocy, więc nie nadskakują. Uderza cierpliwość do mnie [jako do on] ludzi, z którymi się stykam.

Te dziewczyny od darmowych telefonów, z jaką cierpliwością czekały, aż wystukam tym nieposłusznym palcem jakieś słowo. Zresztą nie tylko one. Dzisiejsza Chinka również. Spokojnie czekała, aż napiszę wszystko, co chcę.
W pubie przy hotelu nawiązałam znajomość z kelnerką o imieniu Rene. Mówi do mnie, a ja kiedy nie umiem czegoś wymówić, piszę jej przez Google. Zachowuje się, jak byśmy znali się od dawna.
Najbardziej uderzyło mnie zachowanie kelnerki w innym barze. Przyjmując moje zamówienie, przykucnęła, aby być na poziomie wózka, czekała cierpliwie, aż wypowiem [już bez Google] każde słowo i mówiła do mnie jak do koleżanki.

A już zupełnie rozbroiła mnie grupa dzieciaków [6/7 latków] poza tym, że były jak z plakatu o przyjaźni\ międzynarodowej – wszystkich kolorów i odcieni, to jeszcze idąca z przodu wychowawczymi przywitała się ze mną i powiedziała żeby dzieci zrobiły to samo. Usłyszałam kilka dziecięcych: „HI” i zobaczyłam nieco powitalnych machnięć. Nie patrzyli jak na ufoludka, nie komentowali. O mało się nie popłakałam ze wzruszenia.


Vancouver 04.07.2011

Dziś w poniedziałek [w pl już wtorek] byłyśmy w urzędzie imigracyjnym. Naszym tłumaczem był 17letni Rosjanin, który przyjechał do Kanady z rodzicami i z 7 osobowym rodzeństwem. Chłopak trochę dorabia sobie jako tłumacz i został nam polecony przez SOS. Miałyśmy mu zapłacić 35 dolarów, ale od nas nie wziął pieniędzy. Złożyłyśmy tam papiery wypełnione kilka dni temu w SOS. Dostałyśmy kolejne wnioski, w tym dokument o ubezpieczeniu zdrowotnym. Oto co udało mi się przetłumaczyć w Google.

Citizenchip imigration Kanada

Od lipca fourth 2011, wyżej wymieniony indywidualnych jest uprawniony do opieki zdrowotnej, ochrony ubezpieczeniowej w ramach programu przejściowego federalnego zdrowia. pokrycie to może przestać bez wypowiedzenia jednostki imigracji lub finansowych zmiany stanu. Dlatego służby zdrowia musi sprawdzić kwalifikowalności Indivisual z IFHP administratora, zanim świadczenia usług.

Ja, niżej podpisany oświadczam, że potrzebuję pomocy służby zdrowia. Będę informował o wszelkich zmianach w mojej imigracji status finansowy, czy przysługuje mi inne moje ubezpieczenie zdrowotne, rozumiem, że jest to moja odpowiedzialność, aby odnowić tego zakresu przed 04 sierpnia 2011 i anually następnie zgodnie z wymaganiami
Rozumiem, że moje medyczne i dane osobowe będą udostępniane CIC, IFHP administracji oraz innych właściwych osób trzecich do administracji innych instytucji rządowych i innym osobom trzecim zgodnie z ustawą o prywatności i ustawy o ochronie imigracji i uchodźców.

Do 20 lipca [data następnej wizyty w UI] mamy zrobić mnóstwo badań lekarskich, które pokryje w/w ubezpieczenie i dostarczyć wypełnione przez lekarzy wnioski. Może znajdzie się tłumacz, który pójdzie z nami do lekarza. Potem byłyśmy w Carnegie Outreach, tam znajoma [już] Chinka/Koreanka próbowała dzwonić do schronisk, gdzie przyjmują ludzi ze zwierzętami. Nie udało się. Dziś nasza ostatnia noc w hotelu. Rano mamy pójść ze wszystkimi bagażami i Liną znów do Carnegie Outreach i oni będą szukać dla nas lokum.



Vancouver 05.07.2011
Dziś przed 9 rano byłyśmy w Carnegie Outreach, gdzie dość szybko znaleźli dla nas trzech schronisko. Należy ono do http://lookoutsociety.ca/?reload Nie musimy płacić za nocleg ani za 3 posiłki dziennie, które będziemy dostawać. „Towarzystwo” nie za ciekawe, wc wspólne, ale mamy oddzielny pokój. W drzwiach nie ma zamka, ale wszystkie nasze rzeczy są w sejfie. Ogromny plus, że przyjęli Linkę, która dostała dużą paczkę kociego jedzenia. Minus to to, że nie ma netu. Możemy tam zostać miesiąc, albo do rozpatrzenia sprawy imigracji. Znalazłam [pierwszy raz w życiu pieniądze. W hotelowym wc, pod zlewem leżały 20 dolarów…]
  

Vancouver 07.07.2011
Dzisiaj znowu byłyśmy w Carnegie Outreach, tam pomogli nam nawiązać ponowny kontakt z SOS. Pracownik SOS Mario znalazł dla nas dom, do którego przyjęli też Lina. Pojechałyśmy obejrzeć dom razem z pracownicą Carnegie Outreach.
Dom jest z podjazdem dla wózka to dla mnie luksus... Będziemy mieszkać we sporym pokoju na parterze w kuchni oraz pralni [dwie pralki, deska do prasowania, koce, pościel, ręczniki itp.]  pełny aneks i trochę żywności od właścicielki, którą jest bardzo miła czarnoskóra kobieta około 40. Mama była w szoku, gdy kobieta wiedząc, że zaraz wszystkie trzy wracamy po rzeczy i po kota, a sama wychodząc do pracy, dała nam klucz. Pod wieczór wróciłyśmy do tego niesamowitego [dla nas] miejsca [samochodem Carnegie Outreach!] Przy pomocy Carnegie Outreach również dostałyśmy trochę jedzenia z Banku Żywności. To wspaniali ludzie! Jutro jedziemy do SOS, tam pomogą nam przejść badania lekarskie, wymagane, dla statusu imigranta. Tam będzie też tłumacz.

DYGRESJE

Wszystkie autobusy mają automatycznie rozkładaną rampę, która mieści się przy przednich drzwiach [przy kierowcy] wyłącznie tamtędy wchodzą pasażerowie. Kiedy wjeżdżam z Mamą do środka, ZAWSZE mam pierwszeństwo. Nawet kiedy podchodzimy jako ostatni, a ludzi jest dużo, kierowca [albo oni sami] zatrzymuje wszystkich, aż się ustawię przy oparciu. Dopiero potem spokojnie, nie pchając się wchodzi reszta. „Kanarów” nie ma, bo przy kierowcy stoi automat, który po wrzuceniu pieniędzy wydaje bilety. Kiedy Mama podchodzi, żeby rozmienić pieniądze, by je wrzucić do automatu, często kierowcy machają ręką, że ma sobie darować.

Vancouver 16.07.2011

Na drugi dzień po wprowadzeniu się do tego domu, gdzie mieszkamy, okazało się, że mamy sąsiadkę. Mieszka w pokoju naprzeciwko. Ma na imię Czajna jest Afroamerykanką, ma 25 lat pochodzi z Burundi, w Kanadzie mieszka od roku, próbuje dostać się na studia. Jest bardzo chętna do pomocy i otwarta. W minioną niedzielę byłyśmy z nią na mszy w kościele afrykańskich baptystów, chociaż jak mówi jest katoliczką. Niesamowite wrażenia… muzyka, śpiew i… taniec!!! Energia! Ogień!!!
Jules załatwił nam przez swojego ojca pracującego w szkole językowej, kurs angielskiego. Nie płacimy za niego. Powinnyśmy chodzić codziennie, ale byłyśmy tylko w pon. i wt. bo reszta dni upłynęła nam na załatwieniu różnych spraw. W naszej grupie są same dorosłe osoby. Grupa liczy wraz z nami 8 osób. Większość jest z Korei. Zajęcia trwają 2 godziny…
W środę byłyśmy w ministerstwie opieki socjalnej, ale tam nic nie udało się załatwić bez statusu…
W czwartek byłyśmy na badaniach lekarskich, wymaganych dla załatwienia  statusu uchodźcy/imigranta – bardzo ogólne oględziny przez lekarza, warzenie, mierzenie wzrostu, rentgen, krew i reszta… wypełnienie przez lekarza potrzebnych formularzy. Otrzymałyśmy zaświadczenie o odbytych badaniach.
W piątek pojechałyśmy do S.O.S. wypełnić „formy” dla urzędu emigracji. Znów zadawano nam pytania [przy pomocy tłumacza Google, błogosławiony Internet ;-)] o odbytych podróżach i pracy przez ostatnie 10 lat. Z tymi wypełnionymi dokumentami pojedziemy 20.07. do urzędu imigracji, gdzie pracownik policji przeprowadzi z nami wywiad dot. Przyczyn ubiegania się o uchodźstwo/imigrację. Po wywiadzie powinnyśmy dostać kolejne formularze, które dają większe prawa i rozpoczynają okres oczekiwania na status.
Jak się dowiedziałam od właścicielki domu, w którym mieszkamy, [ona współpracuje z S.O.S.] kiedyś proces uzyskania statusu ciągnął się latami. Od tego roku to się zmieniło i może to potrwać od 3 miesięcy do pół roku.


DYGRESJE

Jeździłam [sama!] do pobliskiego sklepu. Mogę bez przeszkód [sama!] wyjechać z domu na podwórko, bo jest łagodny podjazd. A na każdym przejściu dla pieszych są zjazdy. Nie widziałam jeszcze sklepu, czy urzędu bez podjazdu. Nawet kiedy są schody, to gdzieś obok jest podjazd albo winda… W pobliskim markecie, gdzie już dwa razy robiłam zakupy wystarczyło, że przy kasie wskazałam palcem kasjerce na kieszonkę kurtki, gdzie miałam pieniądze, by zrozumiała, co ma robić – moje zakupy włożyła do reklamówki podeszła do mnie, powiedziała, żebym patrzyła, co robi – wyciągnęła z mojej kieszeni kasę, a po zapłaceniu zapytała, czy ma reklamówkę powiesić na rączki wózka, czy dać do rąk.
Podobnie było w Polsce w okolicach ośrodka przy ul. Korczyńska w Warszawie. Okoliczni mieszkańcy byli przyzwyczajeni do widoku o/n na ulicach i w sklepach, wiedzieli, że o/n mieszkają w tym ośrodku tygodniami, miesiącami. Wiedzieli, że czasem trzeba im pomóc, i że są to normalni ludzie. Niestety ośrodek ten kilka lat temu zlikwidowano z braku pieniędzy w NFZ. W większości polskich miast, a tym bardziej wsi, widok o/n na ulicach nie jest zjawiskiem powszechnym. Wątpię żeby tak było we wsiach kanadyjskich. Tu jest to normalne!!!



Vancouver 20.07.2011
Pojutrze minie miesiąc odkąd przyleciałyśmy do Kanady, ale czasami nam się wydaje, że jesteśmy tu już bardzo długo… Dziś oddałyśmy dokumenty w Urzędzie Imigracji, zabrali nasze paszporty i dowody, potem miałyśmy wywiad z oficerem policji, zadawał nam różne pytania o powody ubiegania się o status uchodźcy. Dostałyśmy inne formularze, które musimy wypełnić i oddać w innym urzędzie. Od dzisiaj czekamy na rozprawę decydującą o statusie. Ogólnie mamy się przygotować na rok oczekiwania, ale może to potrwać krócej. Musimy znaleźć bezpłatnego adwokata, który będzie bronił naszej sprawy. Dostałyśmy też dokumenty potwierdzające prawo do bezpłatnej opieki medycznej na okres oczekiwania na status. Ten dokument zastępuje też doraźnie paszport/dowód. OGROMNYM plusem, że chociaż o mieszkanie [ani o płacenie za nie] nie musimy się martwić, przynajmniej na razie. Dom jest super!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz