MOJE UTWORY POETYCKIE

Uwaga: Pozwalam na kopiowanie moich wierszy, jednak z łatwością mogę udowodnić swoje prawa autorskie, ponieważ wszystkie utwory zostały wydane.


MOJE WIERSZE INTYMNE

* * *

Moje myśli są moim przekleństwem.

Wirują jak diabelska karuzela,

Którą chcę spalić.

Wszystko zmienia się

W ułamku sekundy.

Tak. Nie.

Wiara. Czarne zwątpienie.

Nadzieja. Bezdenna rozpacz. Pożądanie. Odraza.

Chcę Cię zawołać.

Wyrywam Twoje imię z serca.

Jestem bliska obłędu.

Lecz czym jest obłęd? Wybawieniem.



UMIERANIE


Nie, umieranie nie boli.
Jesienny liść wolno i lekko
Wirując spada na ziemię. Umiera.
On zna swój czas.
Umieranie.
Płatek śniegu, którego życie
Trwa kilka chwil, topnieje na ustach.
On zna swe przeznaczenie.
Umieranie.
Spadająca gwiazda umrze
Szczęśliwa, wyruszając
W ostatnią podróż spełni
Swym końcem czyjeś marzenie.
Umieranie.
Koniec? Początek?


TAŃCZĄCA Z GWIAZDAMI


Są noce, gdy słyszę rytm
Rumby, salsy...
Obracając się dookoła, widzę jak
Otwiera się nade mną aksamit nieba
Usiany gwiazdami.
Unoszę się ponad wszystko.
Gdzieś tam, wśród gwiazd, jestem inna,
Wolna jak dźwięk hiszpańskiej gitary.
A gwiazdy mówią mi, że warto żyć,
Gdy serce wybija rytm czaczy.
Najlepszym partnerem jest dla mnie rytm,
Gorący i namiętny, jest szczęśliwy gdy
Ze mną tańczy.
Rytm przenika przez zmysły i staje się
Moim istnieniem.


KOMEDIA


Czasem jestem widzem własnego życia.
Śmieję się do bólu i łez.
Jak dobrze gram swoją rolę
Zmieniając za każdym razem maskę.
Kiedy oglądam ten spektakl myślę, że
Wszystko to jest śmiechu warte!
Reżyseria i scenariusz są mojego autorstwa,
Lecz tylko siebie obsadzam w roli głównej.
Sama się dziwię, jak wiele mam twarzy,
Choć w oczach mam łzy, których nikt nie zauważy,
Maluję na ustach uśmiech.
Powiem sobie po raz kolejny,
Że jestem silna, że
PRZEDSTAWIENIE MUSI TRWAĆ!
I tylko księżyc w zimową noc,
Oślepiając mnie swym niezwykłym
Światłem, zetrze z moich ust
Niby szminkę - nieszczery uśmiech
I zaprzeczy:
PRZEDSTAWIENIE SKOŃCZONE.
Wtedy pozostanę sobą.
Wypalona.
Z poczuciem ogromnej pustki.


* * *

Widziałam dzisiaj śmierć.
Przechodziła obok.
Otarła się o mnie rękawem.
Wolno weszła w tłum i nagle
Bezszelestnie wzięła go za rękę.
Był tak młody i jasny...
Śpieszył się żyć...
I tak chciał latać...


PRAGNIENIA

Pragnę kogoś odnaleźć,
Sama nie wiem kogo.
Pragnę, by ktoś odnalazł mnie,
Sama nie wiem kto.
Marzę, by przy mnie było
Takie serce, które bije
Tak jak moje.
Pragnę słuchać kogoś, kiedy
Cisza zimowej nocy otuli nas
Tykaniem zegara i naszymi oddechami,
Być wysłuchaną bez słów.
Pragnę czyichś dotyków
I nie czuć strachu, nie tylko swojego.
Pragnę być dla kogoś zniewalająco
Piękna i zmysłowa.
Chcę, by ten KTOŚ zrozumiał
Mój smutek, przyjął go do siebie
I wyczarował uśmiech na mej twarzy,
Żeby wiedział co czuję.
Pragnę usłyszeć słowa:
„Jestem przy tobie”.
To tak niewiele, lecz i tak dużo,
Czy KTOŚ wyrzeknie się dla mnie
Swojej wolności?


L E O N A R D O


Namaluj mnie, mój Leonardo!
Namaluj mnie taką, jaka jestem.
Wybierz wszystkie kolory obecne
W moim życiu.
Ja zaufam Twoim dłoniom,
Które wyczarują wszystkie
Moje marzenia.
Namaluj mój portret pędzlem
Twojego uczucia.
Dla Ciebie będę piękna
Niby Mona Lisa.
Mój tajemniczy uśmiech
Oświetli naszą noc.
Namaluj mnie tak, mój Leonardo,
Abym dla wszystkich
Była zagadką.




JESIENNY RYCERZ

Kiedy idę przez stary pusty park
Każdy kolorowy opadły liść szepcze
Pod moimi nogami swoją historię życia.
Później powoli i nieuchronnie kona
Niczym samotny starzec.
Wnet pojawia się On -- Jesienny rycerz.
Ubrany w złoty płaszcz i kapelusz
Koloru pochmurnego nieba.
Idzie wolno i lekko zawsze zamyślony.


 

MIASTO MOJEGO DZIECIŃSTWA


Miasto mojego dzieciństwa
Coraz rzadziej Cię odwiedzam.
Kiedy się spotykamy obejmujesz mnie
Znajomymi, ale już obcymi rękami.
Gdy idę Twoimi ulicami wszystko
Wydaje się do bólu znajome
I widzę siebie dzieckiem.
Wtedy życie było dziwnie proste.
Budynki miałeś jakieś wyższe,
A ulice bardziej szerokie
I nie tak szare jak teraz.
Moje miasto, białe obłoki nad Tobą
Jak ślad siwizny na Twoich skroniach.
Częste szczeliny na asfalcie są niby
Zmarszczki Twej zmęczonej twarzy.
Mój sędziwy przyjaciel topola
Tak samo jak zawsze czeka
Na mnie przed moim domem.
Zrzuca co roku swój śnieżny ciepły puch.
Poszarpana stara piaskownica w kształcie okrętu
Pamięta pierwszą miłość i pierwsze bunty.
Moje miasto, już czas na mnie.
Znów Cię opuszczam.
Lecz chyba jeszcze nieraz do Ciebie wrócę.
Ale na razie nocny autobus unosi mnie w dal.
Na niebie widzę „Małą Niedźwiedzicę”
Uciekającą od matki i słyszę jej dziecinny śmiech.
To odchodzi moje dzieciństwo.


MOJA ZMYSŁOWOŚĆ


Podchodzisz do mnie bezszelestnie
O, wietrze!
Delikatnie dotykasz moich włosów i skóry.
Zamykam oczy, poddaję się.
Wtulam się w Ciebie, jesteśmy jednością.
Twoje pieszczoty budzą
Moją uwięzioną zmysłowość
I sprawiają, że ożywa moja wiara w miłość.
O, wietrze!
Uwielbiam siłę i czułość Twych rąk.
Czuję Twoje spojrzenia i pocałunki.
Nie musimy się wstydzić, gdyż jesteś niewidzialny.
Znasz moje myśli, wiesz co czuję.
Jedynie Ty nie boisz się moich dotyków.
Jestem spokojna o to, że wszystko
Zrozumiesz tak jak trzeba.
Nie muszę zastanawiać się nad słowami
I panować nad uczuciami.
Bardzo wolno, wolniej niż bicie naszych
Serc, łączymy nasze wargi i oddechy w całość.
Zasypiając w Twoich objęciach jestem prawie pewna,
Że nawet jeśli teraz odejdziesz, to jutro przyjdziesz znowu
I będziesz mówił mi gorące słowa,
W które nigdy wcześniej nie wierzyłam.
Będziemy razem...
Po raz kolejny obudzisz we mnie uśpioną namiętność.
O, wietrze!
Tak będzie, gdyż jesteś tylko mój.


* * *

Noc jest moją siostrą.
Tęsknimy za sobą gdy nadchodzi świt.
Mogę jej zaufać, nie zdradzi mnie nigdy.


NADZY


W nocnym letnim upale mogę być sobą.
Obnażam się do snu.
Zatańczę ze wspomnieniami o Tobie.
Subtelny wietrzyk zawita do mnie
Przez otwarte okno.
Gdy jestem sama on jest Tobą.
Znów jesteśmy sam na sam z naszymi
Uczuciami, pragnieniami...
Po raz kolejny okrywasz mnie woalą
Utkaną z Twoich pocałunków, dotyków
Z Twojego oddechu i tętna.
Jesteśmy posłuszni tylko
Naszym wargom i dłoniom.
A noc okrywa nas nagich
Swoim gwiezdnym płaszczem


MOJA NOC


Po upragnionym zachodzie słońca
Wszystko jest inaczej.
Moja noc ma niewiarygodną siłę.
Okrywa mnie płaszczem ciemności,
Sprawia, że znikają „bariery”.
Uwielbiam ją!
Czasem jestem sama, a wtedy
Towarzyszy mi tylko panna samotność.
Lecz częściej pragnę dzielić mą noc
Z kimś, kto pomoże mi choć na chwilę
Zapomnieć o szarej codzienności.
Z kimś, kto sprawia, że gdy jesteśmy
Na parkiecie i wirujemy w tańcu
Pośród innych par, tak samo jak one
Zmęczeni i mokrzy z wysiłku,
CZUJĘ SIĘ INNA, LEPSZA!
I choć to wkrótce minie,
I być może nigdy się nie spotkamy,
W pamięci pozostanie ta
NASZA trochę pijana, zwariowana noc
O smaku pomarańczowym.
We włosach zapach Twoich papierosów,
Czucie ciepła ogniska
I krople nocnej ulewy na Twojej koszuli.


WSPÓLNE URODZINY


Kiedy wspomnienia zapukają do mych drzwi,
Ja im otworzę.
I będę przeglądała minione chwile niby album.
To co było i to co miało być nagle powróci.
Znów usłyszę Twoje słodko-gorzkie kłamstwa
I poproszę, żebyś wciąż mi kłamał.
Po raz kolejny zadam sobie pytania:
Co to było?
Czy tylko zabawa?
Czy ciekawość?
Czy to urok wakacji?
Czy cokolwiek było prawdą?
A jeśli było, to dlaczego zniknęło bez wyjaśnienia?
Lecz gdy zimowy chłód i deszcz ze śniegiem
Wedrą się przez okno i zmyją wszystkie obrazy,
Wtedy odpowiem na te pytania po swojemu.
Pomyślę, że nie jestem niczyją zabawką.
W świecie rzeczywistości pozostanie tylko
Dzień wspólnych urodzin.



ŁATWIEJ

Pozwól, że coś Ci powiem,
Powiem co myślę...
Przecież sam wiesz, że życie nie jest bajką.
Oboje wiemy, że bywa
Nie do zniesienia trudne.
Zadaje bezlitosne ciosy.
Chcemy uciec od tego wszystkiego,
Chcemy, by było lepiej.
Ty i ja.
Bardzo często idziemy na łatwiznę.
Ja też.
Podchodzisz do życia patrząc tylko oczami
I nie widząc nic.
Lub widzisz to co chcesz.
Nawet nie próbujesz zamknąć oczu
I spojrzeć na cokolwiek sercem.
Cały Ty!
Słyszysz wyłącznie moją niewyraźną mowę
I widzisz tylko te dziwne ruchy.
Nie zastanawiasz się nad tym, co myślę i czuję,
Bo tak jest Ci łatwiej!


JESTEŚ NA LUZIE

Mówisz, żebym Cię nie uczyła,
Bo sam najlepiej wiesz, co robisz,
A ja nie znam się na życiu, gdyż
Nie przeżyłam to, co Ty.
Może masz rację.
Myślisz, że jesteś pępkiem świata
I wszystko Ci się należy.
Jesteś na luzie.
Nikomu nie pozwalasz wtrącać się
W swoje życie.
To jest wyłącznie Twój los.
Ciągle powtarzasz wszystkim dookoła:
„Wiem co robię i dajcie mi spokój!
Nikt nie ma prawa wtykać nosa
W nie swoje sprawy!”
I uparcie twierdzisz:
Nie uzależnię się!
Lecz to wszystko NIEPRAWDA!
Jesteś panem swego świata póki nad nim panujesz.
Ale nadejdzie dzień, gdy przestaniesz to robić,
A wtedy będzie przepaść.
Myślę, że ten „pępek świata” jest drugą stroną medalu.
Po tamtej stronie zaś jest Twoja złudna nicość.


SAMOTNOŚĆ
Mój dom napełni się głośnym
Echem wypowiedzianych przez nas kiedyś słów.
Będę pragnęła usłyszeć ich jak najwięcej,
By zapamiętać.
Nagle usłyszę kroki w przedpokoju.
Sama już nie wiem - Twoje czy Jego.
Po chwili ustaną.
Wydawało mi się.
Chyba oszaleję!
SAMOTNOŚĆ.
Potem pojawią się obrazy z niedalekiej przeszłości.
Ja będę znowu ich częścią.
I namaluję wszystko od nowa
Pędzlem swojej pamięci.
W chwilę później bezlitosna symfonia jesiennego
Nocnego deszczu rozetnie moje płótno
Swoimi ostrymi strugami.
Zastuka w szyby niby gość nieproszony.
SAMOTNOŚĆ.
Nagle znowu będą słyszalne nasze spory,
Myśli, uczucia, śmiech...
Po raz kolejny to wszystko przerwie znienawidzony
Monolog zegara.
Cisza.
Lecz nawet ja nie zdołam usłyszeć
Własnego krzyku,
Więc zamarznie na moich ustach.
SAMOTNOŚĆ.


TANIEC Z JESIENIĄ


Ja poproszę do tańca jesień, a ona
Owinie mnie płaszczem złotych liści.
Zachłysnę się bezlitosnym wiatrem.
I będzie tęsknota za odlatującym ptakiem,
I żal do nikogo.
Zbije się szklana kula nadziei,
A z jej okruchów niby Feniks powstanie
Szklana kula samotności.
Moja twarz zaplącze się jak we włosach jesieni
W cienkich i ostrych strugach chłodnego deszczu.


NAJMNIEJSZE PAŃSTWO ŚWIATA

Najmniejsze państwo świata to ja.
I wojna, i pokój.
I siła, i słabość.
Ciągła walka, ale o co?
O nicość?
O szczęście?
Nie widać kresu.
Granice są szczelnie zamknięte,
Nie ma dostępu.
Najmniejsze państwo świata to ja.
Panują w nim pragnienia wszystkiego,
Lecz zmysły są uwięzione.
Wskrzeszenie i śmierć,
I wszystko od początku.
Dyktatorską władzę sprawuje choroba
Zwana samotnością.
Moje państwo nie umie się przeciwstawić.
Może kiedyś...
Najmniejsze państwo świata to ja.


NIEMY KRZYK

Słuchanie monotonnego
Monologu zegara.
Mówienie do śpiącego mruczącego kota.
Blask świateł bloku z naprzeciwka
I jego życie.
Czekanie, ale na co?
Paniczny strach.
Cięcie ciszy dźwiękiem własnego tętna.
Mój niemy krzyk...


TWÓJ DOTYK


Kiedy znów byliśmy razem po długim rozstaniu,
Odżyły dawne wspomnienia.
Niby dobry duch swoim oddechem odsunąłeś
Ode mnie wszystkie zmartwienia.
Otoczyłeś mnie gorącymi dotykami.
Czułam się bezpieczna.
A moje palce, zwykle nieposłuszne, nagle
Usłuchały Twoich czułych dłoni, splątując się
Z nimi bez bólu w zmysłową całość.
Mówiłam Ci słowa, których dotąd nie znałam.
Twoje ciepło sprawiało, że nie musiałam udawać.
Nie ukrywałam co czuję.
Gdy mnie dotykasz, znika cień samotności
Obecny zawsze.
Kiedy czuję na sobie Twoje spojrzenia, dotyki
I zniewalający oddech, wydaje mnie się, że
Wszystko mogę przezwyciężyć.
Wiem, że DLA CIEBIE NIE JESTEM „INNA”.


OKRUCHY

Okruchy Twojego czasu,
Okruchy Twoich uczuć.
Wciąż mnie nimi karmisz.
Zbieram je w całość niby układankę,
Której zawsze brakuje elementów.


PAMIĘTAJ

(Mojemu ”czarnemu” aniołowi)

Pamiętaj, by nie oglądać się wstecz,
Ptaki przeszłości już odleciały.
Żyj z dumnie podniesioną głową,
Niby dąb potężny i silny nad urwiskiem oceanu.
Pamiętaj, nie mów do Agawy, bo
Może zamienić Cię w swoje odbicie.
Nie zamieniaj się proszę z Agawą miejscami,
Gdyż da Ci wszystko, lecz nie swe kolce,
A wtedy zabraknie Ci sił...
Pamiętaj, że nadejdzie dzień,
Kiedy po raz ostatni odwiedzisz naszą brzozę,
A w końcu pożegnasz się z nią.
Zaufaj mi, a usłyszysz prawdziwy głos,
Nie będzie pochodził z jej korony,
Lecz będzie bardzo blisko Ciebie.
Być może to odezwie się Twoja „mówiąca Agawa”.
Wtedy otworzysz swoje zmęczone serce.
Próbuj nie czekać na czarne chmury,
By nie miały po co nadchodzić
Lecz JEŚLI chmury nadejdą,
Zbierz wszystkie swoje siły i przebij je na wylot,
Otwierając przed sobą czysty błękit nieba!
Pamiętaj, że warto żyć dla tych, dla których
Jesteś najpiękniejszym na świecie uczuciem,
Dla tych, których znasz myśli i słowa
Zanim zostaną wypowiedziane,
Dla tych, których jesteś i będziesz całe życie
Tarczą ochronną.
A jeśli kiedyś spojrzysz w nocne niebo, wtedy,
Być może nasze myśli połączą się w bezkresnym Wszechświecie,
Może usłyszysz
Z ust którejś z gwiazd mój śmiech.


SALSA O PÓŁNOCY


Czasami szalony los przynosi nam wspaniałe
Niespodzianki.
Ot, tak sobie!
Ja nie wiedziałam, Ty też nie przypuszczałeś, że
Drogi nasze się skrzyżują.
Prawie nie rozumiałam Twojej mowy,
Ty nie znałeś mojej.
Lecz czasem wystarczy kilka przyjaznych spojrzeń
I wspólna pasja!
Patrzyłam jak tańczysz swą ognistą SALSĘ
I krew tańczyła mi w żyłach.
Byłeś subtelny jak muzyka, namiętny jak ogień,
Zmysłowy i delikatny jak południowy wiatr...
Ta SALSA mnie oczarowała!
Pragnęłam złączyć się z Tobą w tym tańcu
Duszą i ciałem, lecz brakło mi słów.
Pomyślałam tylko:
„Czy jest to możliwe?”
W chwilę później pokazałeś mi
Prawdziwą SALSĘ we dwoje.
Nie potrzebowaliśmy słów, gdyż
SALSA tłumaczyła nam wszystko...
Zanurzyłam się w Twoich gorących rytmach.
Po raz pierwszy czułam muzykę wszystkimi
Rozpalonymi zmysłami.
Nigdy nie czułam się tak lekka w tańcu.
Byłam posłuszna każdemu Twojemu dotykowi,
Impulsowi Twych rąk.
Znałam każdy Twój ruch i gest zanim je ujrzałam.
Po raz pierwszy czułam się całkowicie wolna,
Wolna jak ptak!
Bardzo rzadko w życiu zdarzają się chwile,
Gdy wszelkie słowa są zbędne, kiedy
Muzyka i taniec łączą najpiękniejsze uczucia świata.
I tamta noc była taką właśnie chwilą.
To było jak sen...
To była wyjątkowa niezapomniana noc.
Po prostu SALSA o północy!


PRZYJAŹŃ, CZY...

Przyjaźń ma siostrę bliźniaczkę,
Obie są uderzająco podobne.
Gdy przychodzi jedna lub druga
„Zastanawiamy się: Która?!”
A one, niby dwie małe dziewczynki,
Czasem płatają nam figle
Zamieniając się miejscami.
Jedna jest subtelna jak lekki powiew
Bryzy z oceanu albo jak pierwszy
Topniejący śnieg.
Druga jest gorąca niby
Węgle w rozpalonym
Prażące promienie słońca
Pobudzające wszystkie zmysły.
Obie są tak samo ważne.
Nie możemy bez nich żyć.
Lecz, żeby nie ranić,
Musimy uczyć się odróżniać ich twarze
I nie rzucać na wiatr którejś...
Często je mylimy, nie odróżniamy
Tych dwóch imion, by uniknąć pomyłki.


INTRUZ

Jesteś intruzem!
Wchodzisz w moje sny bez pukania.
Czujesz się jak u siebie w domu, choć nie zostałeś
Zaproszony.
Siadasz przy stole i pijesz z mojego
Pucharu pożądania karmiąc mnie złudzeniami.
Pozwalasz uwierzyć, że nie śnię.
Bierzesz to co nie jest twoje nie mówiąc nic.
Jesteś jak cudzy miód co zawsze kusi i upaja,
Lecz zawsze pozostawia gorzki posmak.


CYBER – PRZESTRZEŃ

Naciskam przycisk, wyruszam w podróż.
W cyber - przestrzeni czas przestaje istnieć.
W tym świecie nie ma mnie i jestem szczęśliwa.
Jedno kliknięcie myszy i w ciągu paru sekund
Staję się dla Ciebie tą jedyną.
Rozmawiamy o wszystkim co jest realne,
Lecz nie dla nas.
Ja, choć nie znam nawet Twojego imienia, wiem, że
Jesteś mi bliski.
Otwieramy przed sobą swoje światy.
Cyber - anonimowość wybawieniem dla samotnych poszukiwaczy,
Takich jak my...


ZAKOCHANY ANIOŁ

Jesteś owiany tajemnicą.
Nie pamiętam godziny, ani miejsca naszego
Pierwszego spotkania.
Zresztą czy kiedykolwiek czas dla nas istniał?
Chyba byłeś przy mnie odkąd zrodziły się anioły.
Adorujesz mnie w milczeniu.
Brak Ci odwagi, by ujawnić uczucie.
Choć jesteś niewidzialny, czuję Twój oddech na swojej skórze.
Jednym łagodnym ruchem ręki,
Odsuwasz ode mnie czarne obłoki trosk.
Chociaż co dzień dotykasz moich zmysłów,
Nie zdołam Cię zobaczyć.
Przyglądasz się jak śpię i otulasz mnie ciepłymi,
Dobrymi snami.
Tylko tam, w nierealnym świecie, nie jesteś duchem
I mogę spojrzeć w głębię Twoich oczu.


PARYŻ

Paryż zasypia jak co noc spokojny.
Obejmuje czule zakochanych, pielęgnując
Najpiękniejsze uczucie świata.
A moja Miłość błąka się ulicami miasta
Szczęśliwych.
Nie może usnąć okrywając się samotnością.
Szuka mnie wołając po imieniu.
Raz ucieka przed swoim cieniem na placu Pigalle,
To znów słucha płaczu wędrownej gitary
W łacińskiej dziennicy.
Próbuje ogrzać gorącymi dłońmi lodowaty kamień
Tryumfalnego Łuku, oddając mu swój ból.
Od mamiących świateł wieży Eiffla woli
Aksamit nieba.
Wpatrujac się w gwiazdy wzywa mnie szeptem
I ma nadzieję, że usłyszę.


* * *

Gdzie jesteście, moi aniołowie?
Jeden odszedł.
Drugi jest daleko.
Mój czarny anioł pozwolił, bym usłyszała
„Najmądrzejszego”.
Anioł o białych skrzydłach pokazał mi ścieżki Pana.


ŚMIERĆ ANIOŁÓW

Aniołowie umierają najciszej.
Czy ktoś słyszał spadający śnieg?
To zamarzły skrzydła anioła.
Aniołowie opłakują najdłużej.
Czy ktoś zdołał zobaczyć czas?
Kropelki rosy każdego ranka to
Przejrzyste łzy aniołów.
Nie są słone...


* * *

Kto wymyślił tak obrzydliwą skorupę
I uwięził, niczym ptaka, umysł?
Miotam się i rozbijam o stalowe kraty milczenia.
Kto wyrzeźbił to naczynie z kruchymi ścianami?
Rozum niczym żywa woda rozsadza skronie.
Ściany naczynia pękają.
Przez szczeliny widoczny jest kres.
 
 


OJCIEC

Co ja o tobie wiem?
Wiem, że dałeś mi
W prezencie psa maskotkę.
Odkąd pamiętam był przy mnie.
Ciebie nie było.
Wiem, że trochę pisałeś…
Układałeś niezgrabne słowa
W zagmatwaną całość.
Mam po tobie talent,
Którego miałeś iskierkę.
Nie przytulałeś, nie broniłeś
Przed ostrymi pociskami
Dziecięcych kpin.
Nie tańczyłeś walca ze mną na rękach.
Wiele cię ominęło.
Co ja o tobie wiem?
Byłeś obieżyświatem.
Byłeś wszędzie, tylko nie przy mnie.




MODLITWA

Panie, Tatusiu, Staruszku!
Pytam, dlaczego nie może być normalnie?
Ot, zwykłe życie.
Nauka, praca i rodzina.
Może dziecko…
Nie.
Ja wiecznie spóźniona.
Wiecznie za czymś gonię.
Czegoś szukam i wciąż tkwię w miejscu.
Walczę o wszystko bez końca.
Czy moim przeznaczeniem jest walka,
A może przekleństwem?
A jeśli przypadkiem czegoś dosięgnę, mówię:
- I co z tego? Czy to grzech, chcieć więcej?
Ty, tam z góry, milczysz.
Co to za maniery!?


JAK KOCHAJĄ ELFY

Jak kochają elfy?
Ich miłość jest bezkresna,
Usiana złotymi myślami.
Jest nieskazitelna niczym górski potok.
Jak mgła unosi się ku górze…
Ich śmiech rozbrzmiewa milionem
Srebrnych dzwoneczków,
Zakochani słyszą ten śmiech zasypiając.
Ich łzy omywają deszczem ziemię.
Elfy oddają swoją nieśmiertelność
W imię śmiertelnej miłości.


MOJE WIERSZE O MIŁOŚCI

MOTYL

Na moim ramieniu usiadł
Motyl Twojego dotyku.
Bałam się go spłoszyć choćby oddechem.
Nie wierzyłam w ciepło skrzydeł Twoich dłoni.
Czekałam, aż motyl odleci, ale został na dłużej.
Najpiękniejsze stworzenie świata
Tańczyło szalony taniec na moich ustach.
Motyl Twojego dotyku wprawiał mnie w stan
Nieważkości i unosił do gwiazd.

WIEM, ŻE ISTNIEJĘ

Było dobrze i źle.
Będzie dobrze i źle.
Jednak wiem, że istnieję,
Gdy nasze dusze i myśli łączą się i krzyżują
Gdzieś we wszechświecie.
Wiem, że istnieję,
Kiedy szukasz moich ust,
Błądząc wargami po twarzy,
A Twój oddech napełnia mnie namiętnością.
Wiem, że istnieję,
Gdy koniuszki twych palców
Zmysłowo tańczą na mojej skórze.
Istniejemy tylko tu i teraz.
Chcę czegoś więcej... Czy można chcieć więcej?

JA I PICASSO

Ja i Picasso jesteśmy szaleni.
Wariactwo - słodka choroba duszy,
Lecz właśnie My - wariaci, ratujemy świat
Przed jego szaleństwem.
W tym słodkim stanie zapomnienia
Głowa jest pełna szalonych inspiracji.
Tak jak Picasso maluję
Szalone obrazy na Twej skórze.
Za pędzel służy mi Nasze pożądanie.
A Ty, mój szalony „Picasso”, napełniasz mnie
Barwami namiętności.
Wariactwo - słodka choroba duszy.




NIEWAŻKOŚĆ

Przez te kilka chwil przebywamy
W stanie nieważkości.
Niepewność jutra.
Pewność istnienia – tu i teraz.
Szalony rytm serc i złączone oddechy dają siłę.
Namiętność unosi Nas ponad wszystko.
Myśli stają się tak odległe, jak ta niebieska kula,
Zwana Ziemią.
Nasz śmiech rozlewa się po wszechświecie
Zaćmiewając blask gwiazd.
Jednym ruchem dłoni, jak po zaparowanej szybie,
Zatrzymujemy czas.




KRUCHE CUDO
Czy mam wypuścić tego motyla z serca?
Niech leci.
Ktoś inny tchnie w niego życie.
Nie ja?
Najpiękniejsze stworzenie świata nabierze sił i uszczęśliwi.
Nie mnie? Nie Ciebie?
Czy motyl Nam wybaczy, tą wolność, której nie chce,
Tego nawet on nie wie.
Milcząc wzrusza skrzydłami.
A może...
Może zatrzymać motyla?
Nie zaciskając dłoni delikatnie głaskać mu skrzydła
I kąpać w promieniach słońca.
Niech żyje krótko, lecz pięknie.
Niech przetrwa to kruche cudo
I uwierzy w swoją wieczność.


 NASZ ROK

Tamtego lata odkrywałam wszystko od początku.
Strach zamknięty na klucz wciąż skomlał.
Potem zasnął.
Jesień przywitała chłodem.
Naznaczony śmiercią listopad,
Chciał zapanować nad życiem.
Wygrało życie.
Nigdy przedtem zima nie była tak gorąca.
W umyśle płonął ogień pożądania.
Śnieg topił się na rozpalonych wargach,
Na spragnionych ciałach.
W marcu umierałam…
Miłość razem ze mną szalała w agonii.
Później wskrzeszona, dała mi siłę zamknąć ten rozdział.
Zaczęliśmy wszystko od początku.
Lecz wiosna walczyła z Nami
O przeżycie dla świec kasztanów.
Bezlitosny maj deszczem i wiatrem
Gasił iskierki nadziei.
Najłatwiej było by odejść,
Lecz zostałam.
Czerwiec sprawił, że odżyło szaleństwo namiętności.
Spóźnione truskawki parzyły nam usta.
W lipcu przez okno podmiejskiego pociągu zaglądał
Księżyc w pełni i mówił mi, że w jednej chwili
Zrozumiałam więcej niż przez rok.
Wciąż się siebie nawzajem uczymy.
Sierpień… to już rok.
Będzie, co ma być.



RENESANS

Renesans to odrodzenie,
Odrodzenie tego, co już było.
To początek nowego starego.
Na jesieni przycina się krzyczące z bólu kwiaty,
By wiosną zaśpiewały ze szczęścia.
My przeżywamy swój renesans, przycięci niby kwiaty,
Patrzymy na siebie na nowo tymiż samymi oczami.
„Rinascita” - budzimy się, rozkwitamy.



ZNACHORKA

Jest stara białoruska legenda o znachorce Olesi.
Mieszkała w lesie.
Leczyła wszystko co żyje.
Ja imię mam po niej.
Przeznaczenie się nie starzeje
I bawi się z losem w berka.
Zawołała go, odwrócił się za mgłą.
Zraniony wniknął do życia znachorki.
Zszywała mu rany swoimi włosami,
Własne leczyła niepamięcią.
Czarowała czarodziejskie czary
I kochała.


 
MY

Ja jestem jak ogień.
Ty, niczym woda.
Ogień ogrzewa wodę.
Woda poskramia pożar.
Ty nie umiesz marzyć
Ja chwytam niemożliwe.
Niemożliwego wystarczy na dwoje.
Wyciągnij tylko rękę, ja pomogę ci je utrzymać.
Ty się przyjaźnisz z liczbami.
Ja jestem na ty z Małym Księciem,
On też nie rozumiał liczb.
Ty - umysł chłodny.
Ja mam gorące serce.
Bez umysłu nie można być.
Bez serca będzie nicość.
Już nie ma ciebie i nie ma mnie.
Jest jedna żywa istota.




WOJNA

Często prowadzimy wojnę.
Ja walczę o ciebie z przeciwnościami,
Z tobą samym, nawet, gdy cię nie ma blisko.
Ty walczysz ze mną o siebie.
Wytaczamy ciężką artylerię słów.
Pociski ranią nas oboje.
Moja miłość krwawi.
Ty nie znasz litości.
Ja nie jestem kuloodporna.
Twoja pozorna siła sprawia ci ból.
Czasem ogłaszamy rozejm
I cieszymy błogością uniesienia.
Potem znów przemawia nasza głupota.

 

KOSMITKA

Spadłam na ziemię z innej planety.
Czy jestem z Wenus?
A może z jeszcze nie odkrytej gwiazdy?
Tam, skąd pochodzę…
Żyję w ziemskim kokonie, krępującym istnienie.
Mówię w nieznanym języku,
Tylko nieliczni rozumieją mój dialekt.
Głowa pełna jest mgieł,
Lecz myśli moje wyprzedzają wiatr,
A w żyłach moich płynie namiętność.
Gdzie ty taką jeszcze znajdziesz?
Zawieszoną między niemożliwym, a realnością.



TRWASZ

A kiedy światła reflektorów zgasną
Gdy w ustach poczuję słodycz zwycięstwa,
Lub gorzki smak porażki,
Gdy widownia zaświeci pustkami,
Będzie już po wszystkim.
Ty będziesz wciąż trwał.
Motyl twojego dotyku nie odleci tak,
Jak cała reszta.
Kiedy zdmuchnę świeczki na torcie urodzinowym,
I wypowiem w myślach nierealne marzenia,
Gdy ślady ostatniego gościa
Zakryje spadający śnieg,
Przytulisz, opowiesz o naszej przyszłości.
I kiedy znów ból zapanuje nad moim ciałem,
W kokonie twoich objęć będę silniejsza, bo
Ty będziesz wciąż trwał.
Wielu odeszło.
Ty nadal trwasz.



KOKON

Kiedy powracam na ziemię
Ląduję wciąż czując nieważkość.
Szukam schronienia w twoim kokonie.
Myślami jeszcze jestem daleko, gdzieś tam
Na swojej planecie.
Tu jestem tylko gościem.
W kokonie twoich ramion,
Poznając ziemskie ciepło i czułość,
Chcę tu zostać.
W bezpiecznym tym kokonie,
Otaczasz mnie miłością.
Przetrwam to ziemskie istnienie
Zanim wrócę tam, skąd pochodzę.
Lecz na razie, po raz kolejny
Zabiorę cię w wymiar nieziemskiej namiętności.
Pokażę ci światy, które dotąd nie znałeś.
Może kiedyś, we śnie, odwiedzimy moją planetę…



 KTOŚ MĄDRY

Ktoś mądry powiedział,
Że miłość jak ptak.
Ściśniesz zbyt mocno,
Umrze.
Otworzysz szeroko dłonie,
Odleci.
Ktoś mądry powiedział,
Że jeśli prawdziwa, to wróci.
Sam sprawdzał.
Nie wróciła.
Co więc robić?
Zaciskać pięść? Otwierać?
Ktoś mądry milczy.
Pozwolił jej odejść, bo…
Był głupi.
Niech przemówi miłość!
Może powie, że w otwartych dłoniach jej zimno?
Miłość jest ciepłolubna.
Może chce czuć nieustannie ciepło trzymających ją palców?
A jeśli będzie jej duszno, wówczas poprosi uchylić okno.
Okno. Nie drzwi.
Ktoś mądry nigdy nie słuchał miłości.
Odleciała, bo nie znał jej.
Miłość umiera w przeciągach.
Więc nie otwierajmy drzwi na oścież.


NIE CHCĘ

Nie chcę pustego miejsca.
Nie chcę tylko wspomnień.
Nie chcę, by było źle.
Nie chcę otulać się chłodem.
Nie chcę Cię za demona.
Nie chcę, byś był moim aniołem.
Po prostu bądź.



TO NIELOGICZNE

Potrafię żyć bez ciebie.
Walczę o ciebie zębami i pazurami.
To nielogiczne.
Czasem rozpacz szepcze mi, że
Nigdy się nie zrozumiemy.
Słyszymy swoje myśli na odległość.
To nielogiczne.
Ty – umysł ścisły, razem ze mną,
Latającą w obłokach i z duszą bez kolców.
To nielogiczne.
Do diabła z logiką!
To miłość.




PAŹDZIERNIK

Ciepły październik osypał nas
Swoim złotym deszczem liści.
Niebo koloru idealnych oczu,
A słońce pieściło mnie
Wraz z tobą.
Bezwstydnie wiłam się z rozkoszy
Ku zazdrości innych.
Nie wiedziałam, czy są to twoje ręce,
Czy promienie, czy są to twoje usta,
Czy słoneczny zapach.




KAKTUS                                                                 

Nie jesteś biały i puchaty.                                           
Jak kaktus ranisz kolcami.
Nie wiem, z której strony
Mam ciebie dotknąć,
Co zrobić, byś znowu nie ugodził,
Nie wiem.
Często kwitniesz pięknymi kwiatami
Słów i gestów.
Lecz niepamięć nie zdoła wyszarpnąć
Kolców z mojej duszy.
Wiele było tych kolców.
Wiele było też kwiatów.
Jestem bezbronna kochając cię…




CAŁĄ SOBĄ

I znów nadstawiasz dłonie,
Licząc moje łzy.
Łkam całą sobą.
Nie widzę żadnego światła.
Fala złości wzbiera i pochłania.
Nie chcę już takiego życia.
I krzyczę całą sobą, że się nie rozdwoję.
Twój oddech szepcze:
„Będzie dobrze”…
Głupotami wskrzeszasz mój śmiech,
Choć chwilę przedtem go pogrzebałam.
Skąd wiesz?
Zrobiłbyś wszystko, by zatrzymać
Moje serce skołatane na wylocie.
Pocałunek w skroń – niteczka twojego spokoju,
Odpowie skąd to wiesz…
Po chwili uwierzę całą sobą, że niteczka
Jest początkiem wspólnego płótna.





ONA

Mówisz, że z nią wygrałam.
Wiem to.
Nierówna była to walka.
Ty o tym wiesz.
Kto się porywa na zabicie miłości,
Płaci wysoką cenę.
Ja zapłaciłam…
Mówisz, że ona umarła
I tak dużo mi dałeś, ale
Tak wiele nerwów zamieniłeś w supeł.
Zasupłanie nie służy.
Nic nie poradzę, że ona wciąż we mnie tkwi,
Jak zadra, która boli,
Jak nie moje wspomnienie.
Czasem przychodzi we śnie.
Nie mam pojęcia, czego chce.
Duchy przeszłości mają to do siebie,
Że dokuczają…
Pytasz, jak długo jeszcze nie odejdzie?
Powtarzaj mi proszę częściej, że wygrałam.



KARTY TAROTA

Chcesz? Powróżę ci z kart.
Nie umiem.
Potrafię wróżyć tylko z dłoni.
Troszeczkę.
Pełnia księżyca postawi nam tarota.
W czary nie wierzę.
Wylosujemy Kartę Księżyca,
Nawet on boi się snów.
Zobaczę kolejną – Karta Kochanków.
Są nadzy jak nasze dusze.
Ty – on rozwaga i zimny rozum.
Ja – ona mój czarnokolorowy świat.
Kochankowie wróżą miłość,
Która jedyną jest prawdą, lecz
Czym jest prawda?
Ciemnym odbiciem kłamstwa.




* * *

Coś popękało między nami…
Nieśliśmy to coś nieostrożnie.
Ja upuściłam, pierwsza rysa.
Ty nadepnąłeś, drugie pęknięcie.
Podnieśliśmy to coś już poranione,
Lecz znów nie zdołaliśmy utrzymać.
Kolejne upadki – kolejne rysy, bruzdy, pęknięcia…
Nie szukaliśmy taśmy klejącej
I nieśliśmy to coś coraz dalej.
Przy następnym upadku nie wytrzymało
I się rozpadło.
Każde z nas ma tego po kawałku.
Czy mamy tym razem taśmę klejącą??? 


WIERSZE SZEPTANE PRZEZ SKAŁY
 
Czy słyszałeś kiedyś szept skał?
Przy każdym dotknięciu ręki skały zaczynają swoją
Opowieść o minionych czasach...
Rozprawiają o swym przyjacielu, samotnym
Pielgrzymie wietrze, który je dotyka, zostawiając
Na zawsze ślady w pamięci.
Wspominają tych, co przychodzili, by rzucić je na
Kolana, lecz ogłuszeni euforią zamienili się w
Kamienie i runęli w otchłań, a ich dusze,
Podobne do ptaków, osiągnęły najwyższe szczyty.
Skały poświęcają swoim zdobywcom wiersze,
Mamiąc kolejnych tajemnicą swojego spokoju.


SKAŁY


Kiedy jurajskie skały powiedzą mi, że nadszedł czas,
By się zmierzyć,
Ty też usłyszysz to wezwanie człowieku skał
I zawiśniemy razem połączeni jedną liną,
Wtedy mi rzekniesz:
Spójrz, to jest pierwszy „stopień” rozpaczy,
postaw na nim stopę.
Oprzyj się.
A tam, trochę w prawo, masz „chwyt” słabości,
Podciągnij się na nim.
Pokonaj go.
Zobacz, tutaj jest taki mały „stopień” beznadziei,
Ustaw nogę, utrzymaj się.
Masz przecież siłę.
I znów krew zalewa skronie i czuję jej smak na ustach.
Słyszę tylko swój ciężki oddech, uderzenia kolan o
Skałę i stłumione jęki.
Wszystkie nerwy napięte jak ta lina.
Każdy ruch wydaje się tym ostatnim.
I tylko jedna myśl przenika całe ciało - „W GÓRĘ”!
A kiedy „karabinek” wreszcie poczuje dotyk
Moich gorących zakrwawionych palców
I zobaczę na szczycie uśmiech zachodzącego słońca
Przez okno „Okiennika”
Zrozumiem, że
Oddam wszystko za widok z góry na swoją
Bezwładność.
Wtedy powiem ze łzami radości: to WOLNOŚĆ!


KAMIENIE

Ostre kamienie skał tną łokcie, dłonie.
Słowa tną serce.
Uciekam.
Czy ucieknę?
Majestatyczny spokój skał wprawia w stan zapomnienia.
Mgła obejmuje chłodem.
Zamraża uczucia, lecz mnie jest przytulnie
w tym zimnie.
Gdzieś przez mgłę widzę zarysy twarzy.
Nie chcę wracać.
Wybieram skały.
Idę po omacku.
Wolno przymarzam do ściany i zamieniam się
W jeden z jej kamieni.


KRUK?

Gdy odchodziłeś nie odprowadziłam Cię.
Żałuję.
Być może dlatego wciąż mi towarzysz...
Widzisz, idziemy jednak w te skały...
Tak jak planowaliśmy.
Choć inni widzą tylko mnie, ja wiem, że
Jesteś tuż obok.
Gdy jestem „w ścianie” jestem coraz wyżej
Nad ziemią i bliżej Ciebie.
Znów słyszę to Twoje:
„Jeszcze wejdziemy na Kilimandżaro!”
Widzisz, że brak mi sił.
Nie pomagasz mi, bez końca odchodząc,
Lecz przecież dobrze wiesz, że
Nie poddam się.
Więc czemu Ty już jesteś tam i jeszcze tutaj?
Patrząc w gwiazdy zadam po raz kolejny pytania:
Gdzie jesteś? Jak tam jest?
Czy jesteś krukiem?
Otrzymam tylko jedną odpowiedź:
„Jestem przy tobie” i poczuję jak
Dotykasz lekko czarnym skrzydłem mojego policzka.
Wciąż śmieję się z twoich dowcipów,
Słyszę twoje myśli.
I nadal nie wiem, czy mam Cię odwiedzić
Pierwszego listopada.


WSPINACZKA

Znów przed oczami skały, liny, „karabinki”...
Przy pierwszym kroku czas przestaje istnieć.
Wszystko odchodzi.
Cisza.
Zapomnienie.
Złudny stan nieważkości.
Potykam się o milczenie...
Za dnia poruszam się po omacku.
Już bez euforii pnę się w górę.
Odkrywam tajemnice istnienia.
Maleńkie błękitne kwiatki jak łzy nieba.
I żuk wyszedłszy mi na powitanie...
Wszystko tak bliskie.
Mój towarzysz wiatr trąca mnie swojsko ramieniem
I ociera pot z mojego czoła.
Przyjaciel - oddech ogrzewa.
A stojąc na szczycie skały staję się
Na ułamek sekundy Panią całego Świata.


„OKIENNIK”

A czymże ty jesteś, „Okienniku”, że
Rzucasz mi wyzwanie?
Mamisz swą wielkością.
Zawiązujesz moje nerwy w „ósemkę”...
Szepczesz ze śmiechem „POKONAJ MNIE”.
Podporządkowujesz sobie wszystkie moje myśli.
Popadam w obłęd.
Słyszę jak pulsuje krew w skroniach..
A Ty wciąż szepczesz „CHODŹ DO OKNA”...
A kiedy już jestem w Twoim „oknie”,
Ukazujesz swoje zbrukane wnętrze
I wspaniałe widoki.
Marzenie spełnione.
Poczucie niespełnienia.
Krok dalej?
Krok dalej.
Poszukiwanie kolejnych szczytów...


LINA

Lina spleciona z Twoich doświadczeń
I moich upadków.
Lina – bezgraniczne zaufanie.
Metafizyczna cisza.
Więź między śmiercią i życiem...
Lina – ciepła dłoń Twojego spokoju.
Poranna rosa parzy palce.
Wszystko, co było, biała mgła okrywa
Płaszczem zapomnienia.
Pozostaje tylko
Lina – żyła łącząca dwa życia.


TANIEC NA KRAWĘDZI

Taniec na krawędzi, który trwa tylko chwilę...
Balansując nad przepaścią widzę inny wymiar.
Bez strachu ku niebiosom.


JURAJSKA JESIEŃ

Jurajska jesień jest inna.
Wędruje z plecakiem pełnym przygód.
Z liną przez ramię.
Z brzęczącymi „karabinkami” przy pasie „uprzęży”.
Tak idąc po lasach Jurajskich zostawia ślad
Wszystkich barw.
Odwiedza skałę zwaną „Sową”
I wdrapuje się na „Okiennik”...
A gdy przychodzą chłód i deszcze, jesień
Wędrowniczka ogrzewa zmarznięte dłonie w cieple
Swego towarzysza ognia, który cicho wyśpiewuje
Odwieczną pieśń.
Jurajska jesień słucha opowieści dusz tych, którzy
Odeszli w śnieżnobiałą mgłę.


TĘSKNOTA

Tęsknota za skrzydlatym wiatrem
Silniejsza, niż strach przed słabością.
Tęsknota za nieznanymi drogami silniejsza,
Niż przeszywający ból stóp.
Tęsknota za tym co minęło silniejsza niż,
Męka oczekiwania na przyszłość.


PIONOWY ŚWIAT

Mój pionowy świat jest piękny.

Pion sprawia, że żyję.

W pionowej ścianie skradam się jak
Pająk.

Nie czuję ciężaru przeszłości.

Moją pajęczyną jest lina, z której

Buduję zaufanie.

W pionie patrzę na wszystko przez

Pryzmat pragnienia niemożliwego.

Na szczycie moja dusza wije się w ekstazie.

I tryumfuje.




MOJE PIERWSZE UTWORY

DEDYKUJĘ MOIM PRZYJACIOŁOM

Przychodzą odchodzą ludzie
Czasem wspaniali, a czasami źli,
Jak ziarna piasku przez ręce człowieka,
Tak samo i oni przez serce.
Ale nie rzadko w tym piasku się znajdzie
Kawałek bursztynu, lub drobny kamień,
A wtedy zatrzymują się w dłoniach.
Lecz w sercu pozostaje bursztyn.

 

 
 KRAJU MÓJ

 Kraju mój wielki i nieszczęsny.
 Rządzą tobą ludzie chorzy na władzę,
 I nie obchodzi ich to, że naród się
 W przepaść stacza.
 Kraju mój, tyś od wieków topił się
 We własnej krwi i był gnębiony.
 Ileż razy powstawałeś i znów upadałeś?
 A ile razy podcinali twe skrzydła?
 Kraju mój, próbowałeś obrócić swą twarz
 Ku obliczu BOGA.
 Zamykano ci oczy.
 Kraju mój, miałeś wielu proroków,
 Lecz ich zabijałeś, gdy otwierali twe oczy.
 Kraju mój, patrzysz oczami dziecka
 I nie możesz nic zrozumieć.
 Kraju mój, kocham cię i nienawidzę.


 SŁOWNIK PRZYJAŹNI

A.     Akceptacja.
B.     Bezinteresowność.
C.     Ciepło.
D.    Dialog.
Możesz znaleźć dużo więcej
Tych słów, jeśli tylko zechcesz.
Zapytasz gdzie można kupić,
Lub pożyczyć tę książkę,
Ależ nie! To nie książka! Tylko ty.
Tak, ty sam!
Możesz znaleźć te słowa
W twoim sercu.
Wszystkie te słowa są pięknie,
Lecz wyłącznie ty sam możesz
Sprawić, że nie będą tylko słowami.
Ta „książka” jest dla dwojga
Spragnionych, zmęczonych serc.
Gdyż jedno nie zrozumie sensu życia.



NIKODEM

Przychodziłeś do mnie
Późnym wieczorem, jak
Nikodem do PANA, lecz
To ja byłam twoim gościem.
Przychodziłeś wieczorem, kiedy
Byliśmy wolni, wolni od
Codziennych spraw.
Kiedy byliśmy tylko dla siebie.
Zadawałam pytania, odpowiadałeś.
Dziwiłam się twojej mądrości.
Zdawało mi się, że to ja
Jestem Nikodemem.
Mówiłeś, że dużo ci daję, lecz
Zawsze przychodziłam z pustymi
Rękami, by je napełnić.
Pragnęłam prawdziwej przyjaźni,
Więc napoiłeś mnie nią.
Mówiliśmy o odwiecznych sprawach
Życia i śmierci.
Wygłaszaliśmy wyroki na świat,
Który powinien był się wstydzić.
Czasem przychodziłeś z gitarą
I mówiłeś o swej upragnionej
Afryce.
Byłam ciekawa, czy ona kiedyś
Będzie ci wdzięczna za to, że
Zostawiłeś wszystko dla niej.



PRZYJACIEL

Kiedy ci powiedzą ludzie,

Że góry są piękne, a skarby

Mórz niezmierzone,
Odpowiedz, że owszem są piękne,
Lecz tylko wtedy, gdy
Jest obok ciebie przyjaciel,
Bo, jeśli idziesz w góry,
Któż pomoże ci nieść bagaż
Życia?
Tylko przyjaciel.
A kiedy jesteś zmęczony
I kamień usunie ci się spod nóg,
I Runiesz w przepaść,
Któż cię chwyci za rękę
Naciągając żyły do bólu?
Tylko przyjaciel.
A na szczycie tej góry któż tak powie:
„Spójrz, jaki piękny stworzył PAN świat”
Lub, gdy nurkujesz w głębiny,
By je podziwiać
I nagle zabraknie ci łyku powietrza,
Któż pożyczy tobie swoich płuc?
Nikt. Nikt, tylko przyjaciel.



 

OBYWATEL ŚWIATA


Jesteś obywatelem świata.
Jesteś Polakiem i serce swoje
Zostawiłeś w darze ojczyźnie.
W kraju od wieków pragnącym
Wolności i dopiero niedawno
Rozwinąwszy skrzydła.
Jesteś bezrobotnym Europejczykiem,
Który prosi o pracę.
Jesteś bogatym Amerykaninem,
Który jest chory na AIDS i błaga
O odrobinę dobroci.
Jesteś Latynosem,
Który krzyczy, by nie zabijano mu dziecka.
Jesteś skośnookim Chińczykiem,
Który wielbi w ukryciu swego Chrystusa
I marzy o wolności.
Jesteś Afrykańczykiem,
Który woła z całych sił,
By nie sprzedawano go za
Trzydzieści srebrników, lecz by
Zdjęto zeń kajdanki, co na zawsze
Zostaną krwawymi śladami
Na jego czarnych nadgarstkach.
Odcień twojej skóry zmienia się
Ilekroć modlisz się za człowieka tego koloru.
Jesteś pielgrzymem PANA,
Jesteś OBYWATELEM ŚWIATA.            


 

PIEŚŃ O WOLNOŚCI

 

Jak przed wiekami brzmi pieśń

O wolności.
Przez dwa tysiące lat wciąż
Ciebie sprzedają i kupują,
A Ty wciąż płaczesz z bólu i bezsilności.
I nienawidzisz, nienawidzisz, nienawidzisz…
Więc dlaczego tak tańczysz murzynie?
Twój taniec nie zna sobie równych.
Od wieków tańczysz pod akompaniament kajdanów
Brzęczących na nogach.
Dlaczego tak piękny jest Twój blues, murzynie?
Słyszysz ten rytm nawet w dźwięku uderzeń bata
Raniącego Ci skórę i w jękach Twych przodków.
Dlaczego tak śpiewasz, murzynie?
Twój głos wzrusza niebo i ziemię, gdyż
Rozbrzmiewa na plantacjach bawełny,
Która kłuje do krwi Twoje palce.
Ta pieśń o wolności nigdy nie ustanie,
Choć pozostaje tylko marzeniem.
Więc dlaczego, murzynie?


PŁACZĄCE SERCE

Płaczące serce na korze sosny.
Nie wiadomo przez kogo
I komu wyrzeźbione.
Może to nieudany żart
Matki przyrody, a może
Czyjś tragiczny los.
Kropelki smoły tak jasne,
Jak łezki dziecięce...
Czarne serce na korze sosny,
Trochę krzywe,
Bo nie ludzką siłą rzeźbione.
Płakało, jakby wiedziało,
Że już wkrótce będzie samotne.
I szeptało, że nic nie będzie
Takie, jak dawniej.





DWA  ŻYCIA

...A ludzie, jak co dnia
Śpieszyli się.
I każdy miał bagaż
Swoich własnych spraw.
Dworzec, jak zawsze pełny.
A twarze niby kamienie,
Ani jeden miesień nie drgnie
Serca , jak głazy nic je nie
Porusza Nie potrafią nawet spojrzeć
Sobie w oczy, zagonieni.
Ktoś jechał w Bieszczady,
A ktoś nad morze.
Ktoś czekał na pociąg.
Ktoś na spotkanie...
Nagle pojawiła się ona.
Szła krokiem pewnym i dumnym.
Wiedziała, czego chce,
Patrzyła z góry na wszystko i wszystkich.
Od dziecka była wybranką szczęśliwego losu,
Spełniały się wszelkie jej zachcianki.
Zazdroszczono jej.
A ona cieszyła się.
Była młoda i piękna, lecz zimna.
Nie nauczono jej miłości.
Zawsze myślała, że jest szczęśliwa.
Czekał na nią pokój w drogim
Pięknym hotelu.
Gdzieś nad słonecznym brzegiem oceanu.
Złocista plaża.
Początek wakacji,
Będzie wspaniała zabawa.
Podeszła do kasy, kupiła bilet
Chciała odejść, bo na nią czekano.
I nagle ujrzała...
Ujrzała jego. Siedział na podłodze
Podpierając jeden z filarów dworca.
Wyglądał tak, jakby cały świat naraz
Spadł mu na ramiona i przygniótł
Go swoim ciężarem.
Był jednym z tych wielu,
Którzy uciekli z tego świata,
W swój wspaniały i bezlitosny świat.
Który ich przyciąga niby magnes
I nie chce puścić.
Widziała wielu takich.
A jednak coś kazało jej podejść.
Więc podeszła.
Twarz miał bez jakiegokolwiek koloru.
Oczy bez blasku.
Usta zapomniały o uśmiechu.
I kartka ze słowami bólu, słowami
Proszącymi o pomoc. Na wpół rozmyty
Napis  ołówkiem.
Nie wiadomo, czy to od deszczu, czy od łez.
Podniósł głowę i spojrzał jej prosto w oczy.
Czego ode mnie chcesz - zapytała,
Tak, jakby był jej poddanym.
-To pani coś chciała, nie ja.- odrzekł spokojnie.
-Czemu tu siedzisz, zamiast pracować?
– powtórzyła czyjeś bezlitosne słowa.
-Bo jestem chory. Nie mam
Nawet dość siły, żeby wstać.
-Odrzekł nieznajomy i dodał;-
-Teraz pani jedzie gdzieś
Daleko, czekają tam na panią.
Będzie pani dobrze się bawiła.
-Tak-odrzekła.
-Potem wróci pani do domu,
Tam też będą czekali na panią.
-Tak-otworzyła szeroko
Oczy.
A on mówił dalej; i będzie
Pani miała łóżko i ciepły
Wygodny fotel.
Poczuła, jak bryła lodu
Zwana sercem powoli,
Lecz pewnie topnieje i rzekła
Znowu; -Tak.
-I pewnie- mówił jeszcze
-Ktoś bliski
Przyjdzie do pani i być
Może powie to, na co pani
Długo czeka a potem
Na pewno przytuli.
-Tak- odrzekła i łzy
Spływały jej po policzkach
Zrozumiała, że nie jest nic warta.





NASZ ŚWIAT

Narzekamy wszyscy
Na ten świat.
Nazywamy go okrutnym
I bezwzględnym.
Mówimy, że świat zwariował,
Ani jedno stulecie
Nie obeszło się Bez , wojen
Na ulicach miast wielkie
Podzielenie.
Ktoś wchodzi do drogich sklepów,
Ktoś leżąc przy nich na ziemi umiera.
Oglądamy wiadomości o bezdomnych i mówimy,
Że trzeba coś z tym zrobić,
Ale boimy się otworzyć drzwi,
Gdy ktoś zapuka.
Ciągle narzekamy na tan świat
I  nic nie robimy, żeby go zmienić.
Mówimy, że staczamy się w przepaść,
Bo dzieci zabijają dzieci, a przecież
Wystarczy, żeby dziecko nie podnosiło
Ręki na lalkę i nie wyrzucało z domu psa.
To tak niewiele,
Lecz jest pierwszym krokiem.
By zmienić nasz biedny wspaniały świat.



WIGILIA
Za oknami mróz i śnieg,
Ale ty nie zwracasz na to uwagi.
Bo jest ci ciepło przy gorącym piecu,
Bo jesteś zabiegany.
Wszystko robisz w pośpiechu.
Pieczesz ciasto,
Lecz myślisz, jak zapakować prezenty.
Pakujesz prezent i myślisz,
Czy dzieci ubrały choinkę.
Nie masz nawet sekundy wolnej,
By spojrzeć, czy już ukazała się
Pierwsza gwiazdka.
Wreszcie wszystko jest gotowe.
Dwanaście potraw wigilijnych na stole.
Jest i puste nakrycie dla niespodziewanego gościa.
Już cała rodzina siedzi przy stole
I niby wybaczyliście sobie wszystkie winy
Ale ja chcę zapytać,
Czy kiedy świętowanie sięgnie szczytu
I usłyszysz pukanie do drzwi, to…
To, czy je otworzysz-
A jeśli otworzysz, to czy wpuścisz nieoczekiwanego
I nieproszonego gościa-
I ugościsz go dobrze-
Mówisz, że tak.
Ale jeżeli to będzie ktoś,
Kogo nie znasz-
Ktoś, kto będzie brudno i okropnie ubrany.
Zapuka tylko po to, by poprosić
O jedną  zapałkę, która go ogrzeje.
Zaprosisz go żeby wszedł do środka,
By się umył, ogrzał
Przy ciepłym domowym ognisku
I zjadł kolację-
Czy podzielisz się z nim
Świątecznym opłatkiem-
Nie wiesz- Nie ufasz mu-
A przecież obchodzisz dziś
Urodziny PANA-
A przecież nasz maleńki PAN,
Który ledwo otworzył oczęta
Nie przyjął najpierw trzech
Króli, lecz kilku
Biedaków-pasterzy-
A nie byli oni wcale czyści
Nie prosili o zbyt wiele
Prosili tylko o to, żeby oddać pokłon
Więc, jak możesz mówić, że nie
Ufasz niespodziewanemu gościowi?



UCHROŃ MNIE

Uchroń mnie PANIE
Od oziębłego spotkania po wielu latach.
Z tymi, komu cząsteczkę siebie oddałam.
Proszę, niech nie pada obojętne pytanie:
Jak się czujesz?
Lub: Co słychać?
Te bezsensowne pytania
Zamienią bezlitosne myśli:
Wiesz, zbyt długo trwało rozstanie.
Było inne życie.
Już cię nie potrzebuję.
Zmieniliśmy się.
Uchroń mnie od bólu tych słów.
Błagam, niech ci,
Których kocham po prostu usiądą przy mnie
I spojrzą mi w oczy.
A wszystko będzie jasne jak słońce.
Ty będziesz naszym słońcem PANIE!







NADZIEJA

Powiedz mi proszę, co to jest nadzieja?
Zapytałam sędziwego starca.  
Siedział na głazie ogromnym,
Wpatrzony w piękny wschód słońca.
Odwrócił do mnie swe oblicze.
Twarz miał wyrzeźbioną życiem.
Zmarszczki jak nożem wycięte,
Lecz te oczy... Te oczy patrzyli
Na mnie z dziecinnym uśmiechem
-Nadzieja powiadasz?--Rzekł do mnie
Nadzieja to promień słońca,
Przebijający chmury.
Nadzieja to pierwszy wiosenny kwiat.
To ptak szybujący swobodnie w niebiosach.
To wyciągnięta dłoń przyjaciela,
Gdy świat się zawali.
Nagle umilkł zamyślony
I wreszcie rzekł:
-Nadzieją jest PAN wiszący na krzyżu.
ON umarł i żyje dla ciebie i mnie.
Starzec zniknął, przepadł.
A ja patrzyłam na słońce wschodzące
Ono też było nadzieją.



MATCE  TERESIE  I  KSIĘŻNEJ  DIANIE  DEDYKUJĘ

DWIE  GWIAZDY

Często zadaję pytanie
Do nikogo:
Dlaczego najlepsi odchodzą?
Lecz  chyba nie ma na to
Odpowiedzi,
Żyły dwie gwiazdy tu, na ziemi.
Jedna błagała los, by spełnił się
Jej sen o wspaniałym zamku
I  bajecznym księciu.
Druga nie chciała niczego od życia.
Marzyła tylko, by dawać.
Jedna była szczęśliwa tylko przez
Chwilę w swoim śnie,
Który został spełniony.
Ta  druga była  szczęśliwa zawsze,
Gdy podawała dłoń trędowatemu
I zanosiła go do ubogiego domu.
Jedna była pozbawiona tronu,
Lecz była królową ludzkich serc.
Druga nie miała nic prócz habitu,
Zaś serce tak wielkie, że objęła nim cały świat.
Jedna niekochana przez księcia,
Wybrała miłość poddanych.
Druga nie prosiła o przyjaźń,
Lecz o pomoc.
Jedna być może nie lubiła sławy,
Ale nie miała wyboru, gdyż  była księżną.
Ta druga była tak cicha i mała,
Że świat jej czasem nie zauważał.
Największą nagrodą dla niej było
Codzienne dotknięcie umierającego PANA.
Obie zmieniły nasz zwariowany świat
Na lepsze.
Któż z nas oceni, która zrobiła więcej?
Obie odeszły, jak na starym zdjęciu
Trzymając się za ręce.
Szczęśliwe.
A być może zostały na niebie małymi gwiazdkami.
Ktoś kiedyś otworzy okno,
W swoją bezsenną noc, spojrzy na niebo i zapyta:
Która z was nie zdążyła wypełnić swojej misji?
W odpowiedzi usłyszy tylko śmiech.




TWOJA PODRÓŻ

I oto po latach
Obył się twój ślub.
Była i OBLUBIENICA.
I UROCZYSTA PRZYSIĘGA...
Na twym ‘’WESELU’’ mnóstwo gości.
Przyjaciele wpadali w szał
Pijani radością.
Trącając przypadkiem
Ciebie skupionego i trochę smutnego,
Wciągali w swój szalony krąg.
W tym zawrotnym tempie,
Nie mieliśmy czasu na rozmowę.
Zadałam ci jedynie dwa pytania.
Które są i będą zawsze tylko nasze…
Lecz ciągle w tym całym zwariowanym
Tłumie dawaliśmy sobie nawzajem w prezencie 
Spojrzenia i nieco smutnie uśmiechy.
Później tańczyłam TYLKO DLA CIEBIE.
Gdyż nie mogłam podarować ci nic więcej.
Lecz ty patrząc na mój taniec
Myślałeś chyba już o swej
Podróży „POŚLUBNEJ”
Do republiki Kongo.

 
 
PREZENT DLA CIEBIE

Jak mam odwdzięczyć ci się
Za to, że JESTEŚ w mym życiu?
Po prostu jesteś, nic więcej. 
Życie jest zbyt krótkie,
Bym  mogła to zrobić.
Chciałabym dać ci najpiękniejszą
Z gwiazd-roztopi się od ciepła
Twych rąk, gdyż jest zimniejsza, niż lód.
Chciałabym dać ci morze kwiatów - uwiędną,
Bo czas nie dla nich.
Chciałabym dać ci łagodny południowy
Wiatr, który lekko poruszy twe włosy – zawsze
Może zamienić się w huragan bezwzględny.
Cóż mi pozostało?
Nic już nie mam.
Nie. Poczekaj! Mam jeszcze serce!
Więc weź  je, proszę!
I pozwól mi być w twoim życiu.
Po prostu BYĆ, nic więcej.

                                                                                            
JUŻ CZAS ODEJŚĆ
                                                                                                                                                                         
Zamknięta kolejna strona księgi.
Było kolorowo i szaro.
Dobre i złe,
Ale zawsze gdzieś
Tam daleko jest światełko nadziei.