poniedziałek, 8 października 2012

W GÓRACH

Vancouver 07.10.2012

Wczoraj byłam ze znajomymi w górach. Mama została z Hope'em. Pojechaliśmy do górskiego parku krajobrazowego. Aż nie chce się wierzyć, że do gór jest bardzo blisko, bo tylko około godziny drogi samochodem!

Pierwszy raz w życiu jechałam kolejką linową. Wjechaliśmy na wysokość półtorej tysiąca metrów. Chętni pokonują tą odległość na piechotę w ciągu dwóch godzin. Ale my podziwialiśmy przepiękne widoki lasu, rzeki i oddalającego się Vancouver przez okno wagoniku, który na pierwszy rzut oka, wydaje się mały, ale podobno mogą wejść do niego 100 osób. Trochę jednak rozczarowało mnie to, że zobaczyłam pod nami tylko jedną ścianę skalną nie porośniętą lasem, ale od razu wyobraziłam siebie na niej :)
Jak na październik, pogoda była cudowna, w słońcu czuło się nawet 25 stopni! Przekonałam się na własne oczy o czym mówił po drodze znajomy, że góry tutaj są ogólnodostępne tzn. może tam wędrować osoba w każdym wieku i każdej sprawności. Wszędzie można dojechać wózkiem. Jest kilka tarasów widokowych, z których jak na dłoni widać wiele kilometrów pasm górskich, lasów, otwarty ocean i miniaturowe miasto, a na jednym z tarasów widać wierzchołek góry tuż przy granicy z Ameryką! Zobaczyłam wiele fajnych rzeźb bardzo wysokich, bo zrobionych z całych pni drzew. Potem poszliśmy do sali kinowej, gdzie obejrzeliśmy kilka krótkich filmów o tym parku, bohaterkę jednego z nich spotkaliśmy w drodze powrotnej... Chwilę poczekaliśmy przy ogrodzeniu, za którym w warunkach naturalnych żyją dwaj niedźwiedzie, ale było dla nich za gorąco i nie chciały one wyjść do gapiów. Trafiliśmy za to na krótkie show dwóch drwali – klownów, takie połączenie skeczu i pokazów umiejętności panowania nad toporem, siekierą i piłą elektryczną. Wracając spotkaliśmy tą bohaterkę filmową, o której pisałam wyżej... To nieduża młoda sowa o imieniu [o ile pamiętam] Tiko. Miała ogromne czarne oczy, białą głowę, a resztę ciałka koloru kawy z mlekiem z szarymi cętkami. Była śliczna! Siedziała na ręku swojej opiekunki i pozowała do zdjęć. Mam z nią zdjęcie.
W drodze powrotnej w samochodzie szaleliśmy w rytmy Presleya. Moje nogi tańczyły same! Uwielbiam Presleya! Tutaj on brzmi i smakuje zupełnie inaczej, niż w Rosji i w Polsce!













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz