Vancouver 07.10.2012
Wczoraj byłam ze
znajomymi w górach. Mama została z Hope'em. Pojechaliśmy do
górskiego parku krajobrazowego. Aż nie chce się wierzyć, że
do gór jest bardzo blisko, bo tylko około godziny drogi
samochodem!
Pierwszy raz w życiu
jechałam kolejką linową. Wjechaliśmy na wysokość półtorej
tysiąca metrów. Chętni pokonują tą odległość na
piechotę w ciągu dwóch godzin. Ale my podziwialiśmy
przepiękne widoki lasu, rzeki i oddalającego się Vancouver przez
okno wagoniku, który na pierwszy rzut oka, wydaje się mały,
ale podobno mogą wejść do niego 100 osób. Trochę jednak
rozczarowało mnie to, że zobaczyłam pod nami tylko jedną ścianę
skalną nie porośniętą lasem, ale od razu wyobraziłam siebie na
niej :)
Jak na październik,
pogoda była cudowna, w słońcu czuło się nawet 25 stopni!
Przekonałam się na własne oczy o czym mówił po drodze
znajomy, że góry tutaj są ogólnodostępne tzn. może
tam wędrować osoba w każdym wieku i każdej sprawności. Wszędzie
można dojechać wózkiem. Jest kilka tarasów
widokowych, z których jak na dłoni widać wiele kilometrów
pasm górskich, lasów, otwarty ocean i miniaturowe
miasto, a na jednym z tarasów widać wierzchołek góry
tuż przy granicy z Ameryką! Zobaczyłam wiele fajnych rzeźb bardzo
wysokich, bo zrobionych z całych pni drzew. Potem poszliśmy do sali
kinowej, gdzie obejrzeliśmy kilka krótkich filmów o
tym parku, bohaterkę jednego z nich spotkaliśmy w drodze
powrotnej... Chwilę poczekaliśmy przy ogrodzeniu, za którym
w warunkach naturalnych żyją dwaj niedźwiedzie, ale było dla nich
za gorąco i nie chciały one wyjść do gapiów. Trafiliśmy
za to na krótkie show dwóch drwali – klownów,
takie połączenie skeczu i pokazów umiejętności panowania
nad toporem, siekierą i piłą elektryczną. Wracając spotkaliśmy
tą bohaterkę filmową, o której pisałam wyżej... To
nieduża młoda sowa o imieniu [o ile pamiętam] Tiko. Miała ogromne
czarne oczy, białą głowę, a resztę ciałka koloru kawy z mlekiem
z szarymi cętkami. Była śliczna! Siedziała na ręku swojej
opiekunki i pozowała do zdjęć. Mam z nią zdjęcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz