Vancouver
03.05.2013
Przedwczoraj
dostałam od Andy list pocztowy adresowany do wszystkich jego
uczniów. Ale znowu Poczułam się jak ktoś wyjątkowy, bo koperta
zawierała dwa listy – jeden po angielsku, a drugi po rosyjsku!
Choć, jak mogło by się wydawać, mieszkam w kraju anglojęzycznym
i nikt nie musi używać języków, które znam. A jednak. To właśnie
nazywa się szacunek!
Poinformował,
że zamierza sprzedać swoje studio. Napisał, że jest to trudny
etap w jego życiu, bo Grand Ball Room przez 20 lat był jego domem,
ale taki miał plan od początku – po 20 latach sprzedać studio.
Podkreślił jednak, że nie kończy pracy trenerskiej i jeśli
uczniowie będą chcieli, on będzie nadal ich uczył. Planuje też
wyjeżdżać z uczniami na różne turnieje do innych miast.
Nie
mogę powiedzieć, żebym była w szoku, bo przecież GB jest jego
własnością, ale w pierwszej chwili [zanim przeczytałam, że nie
rzuca trenerstwa] pomyślałam, że to koniec mojego tańca. Potem
się uspokoiłam, bo przypomniałam sobie opinię panującą o nim,
jako o trenerze: ''Andy nie rzuca swoich uczniów''. A jednak jest mi
bardzo smutno, bo byłam światkiem tego, jak ''umierała'' magia w
kilku wyjątkowych, nie tylko dla mnie, miejscach. Zamczysko,
Nadliwie, Szkoła Alpinizmu Bogdana Krauze, Petrykozy Wojciecha
Siemiona, Tabor GOPRu... I wczoraj na treningu, kiedy Andy zapytał,
czy rosyjski w jego liście był znośny, powiedziałam tylko trzy
słowa: ''I can't believe! Why?'' Odpowiedział, że 20 lat to bardzo
dużo czasu... i że znajdzie inne studio, gdzie będziemy trenować.
Ale nie wytrzymałam i się rozplakalam. Próbował mnie przytulić
na pocieszenie, ale się nie dawałam. Zaczęłam coś robić mimo
łez, żeby się nie rozbeczeć na całego, ale nie bardzo mi wychodziło.
Wtedy powiedział, żebyśmy zatańczyli Rumbę [mamy w niej dużo
przytuleń] więc nie smialam odmowic. Potem była Cha-cha, ale
usmiechalam się znowu przez łzy. Andy przerwał trening, zszedl z
parkietu, usiadl i zawołał mnie do siebie. Zaczął powtarzać, że
wszystko będzie dobrze, że nadal będziemy tańczyć, żebym się
nie martwiła...
Po
powrocie do domu napisałam mu w mailu m.in. to:
Przepraszam
za dzisiejsze łzy. Rozumiem to wszystko. I to, że to jest twoja
decyzja, i to, że 20 lat, to dużo czasu, i to, że jesteś
zmęczony... Wiem, że to tylko budynek - ściany... Ale wiem też,
że każde miejsce, tworzą ludzie. W GB jest niesamowita magia!
Magia
stworzona przez CIEBIE! Wiem, że wielu ludzi też ją czują. Kiedy
przyjechałam do GB po raz pierwszy, bałam się wyjść z samochodu
Mariny, bałam się, że znowu usłyszę NIE. Ale byłam na to
przygotowana, bo bardzo często w moim życiu słyszałam to NIE.
Pamiętam, jak pokazałeś nam studio. To było dla mnie jak bajka.
Potem powiedziałeś mi; TAK, CHCĘ SPRÓBOWAĆ. To też była magia!
Zdjęcia
przy twoim biurze - Otwarcie GB, są dla mnie, wzorzec na to, że
każde marzenie może się spełnić.
Tak,
moja głowa rozumie, że tak musi być, ale moja dusza - nie. Ale
zaakceptuję to w końcu.
Nie
możesz sobie nawet wyobrazić, jak bardzo wdzięczna jestem, że
chcesz mnie nadal trenować, nawet po zamknięciu GB!
W
odpowiedzi dostałam m.in.
Rozumiem
twój wielki smutek. Przykro mi, że musiałaś się dowiedzieć o
tym tak szybko po tym, jak zaczęliśmy razem tańczyć. Nasz plan
przejścia na emeryturę był już na długo przed moim spotkaniem
z tobą i nie było odwrotu. I z pewnością mam nadzieję, że będę
nadal z tobą pracować. Jak już powiedziałem, postaram się
znaleźć inne miejsce dla treningów.
Mimo
wszystko, nie czuję się smutny, tylko szczęśliwy, że znaleźliśmy
się nawzajem wielkim świecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz